Każda książka
Zafona zabiera mnie w zupełnie inny świat. Zagłębiam się w
czeluście tych wspaniałych historii, powracam do mojej pięknej
Hiszpanii i do dawnych przyjaciół w księgarni Sempre i Synowie.
„Labirynt duchów”
niesie w sobie kolejną tajemnicę i mroki przeszłości. Tym razem
skupimy się głównie na dawnej znajomości Fermina – Alicji Gris.
To ona wyznaczy przebieg wydarzeń. A wszystko zaczęło się gdy
była małą dziewczynką w czasie wojny. Fermin, niosąc pomoc
dziecku, zgubił ją przypadkiem i niestety nie znalazł. Czy zdołał
ją uratować? Chyba tak, w końcu po kilkunastu latach na scenę
wchodzi anioł ciemności, który czasem przedstawia się imieniem
tej dziewczynki. Niesie za sobą mrok, a każdy kontakt z nią
przynosi pecha i ofiary śmiertelne.
Pod skrzydłami
Leandra wyrosła na piękną, niebezpieczną i niezwykle sprytną
kobietę, której zabawy dorównują Holmesowi. Najlepsza w swoim
fachu. I tak dostaje misję, to ona powinna być tą od spraw
beznadziejnych, odnalezienia ministra Vallsa. Mroczna przeszłość
tego kolegi nie najlepiej wróży, ale za to kolejna poszlaka jaką
jest książka „Labirynt duchów” jak najbardziej.
Alicja wraz z
kapitanem Vargasem wraca do Barcelony, a tam zaczyna się prawdziwa
zabawa…
Troszkę zajęło mi
uporanie się z 885 stronicami tego dzieła, ale takie grubsze kąski
są najlepsze. Teraz za zadanie przyjęłam sobie przeczytanie tego
jeszcze raz w oryginale. Jeśli myślicie, że nic was nie zaskoczy,
jeśli chcecie uporać się z nudą i zaznać wspaniałych doznań -
„Labirynt duchów” czeka, a wrota Cmentarza Zapomnianych Książek
znowu pozostają otwarte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz